„Potykacze” jak stały, tak stoją. Sztuczne trawniczki mają się nieźle. Witryny powinny być puste, a nie są. Choć uchwała krajobrazowa, która miała uporządkować reklamowy chaos w Zamościu obowiązuje już blisko 2 lata, to właściwie nic w wyglądzie miasta nie zmieniła.
Została przyjęta pod koniec października 2020, na początku listopada opublikowana w Dzienniku Ustaw, a po 14 dniach weszła w życie. Czas dany na dostosowanie się do przepisów określono na 12 miesięcy. Ten termin minął jesienią zeszłego roku. I co? I skutków przepisów w Zamościu nie widać.
A miało być pięknie. Zakładano, że ten akt prawa miejscowego będzie "skutecznym narzędziem wpływającym na kształtowanie przestrzeni, estetyki ulic i placów, w tym Rynku Wielkiego i pozostałych terenów wpisanych do rejestru zabytków, a przede wszystkim stanowić będzie gwarant przywrócenia i utrwalenia ładu przestrzennego". Tymczasem wystarczy krótki spacer, choćby jedną z ulic Starówki, by przekonać się, że teoria pozostała teorią. Tzw. potykacze stoją co kilka metrów, zwłaszcza w podcieniach. Witryny sklepów są upstrzone. Na jednej kamienicy potrafi wisieć kilka szyldów, a każdy „z innej bajki”. W niektórych witrynach wiszą obok siebie gęsto damskie figi, męskie slipy, skarpetki i piżamy. Takie przykłady można byłoby mnożyć.
Niesmak, zdziwienie, szok
Co czuje Joanna Rączka, dyrektor Wydziału Budownictwa, Urbanistyki i Ochrony Zabytków UM Zamość, kiedy na to patrzy? – Niesmak i zdziwienie, że zdecydowana większość osób nic sobie z przepisów nie robi – odpowiada urzędniczka. – Takie widoki to szok, bo nie powinno ich być – dodaje Jolanta Swacha z tego samego wydziału.
Czyżby więc prawo było martwe? Obie panie zapewniają, że nie jest. Mówią, że mają za sobą szereg wizyt, rozmów z właścicielami sklepów czy lokali gastronomicznych i usługowych, wyjaśnień i pouczeń. Ale przyznają, że efektów się nie doczekały.
– Nawet jeśli po takiej rozmowie jakaś reklama znikała, to na kilka dni, a później wracała – mówi Jolanta Swacha. – Czasami bywało nieprzyjemnie. Nie wszyscy ze zrozumieniem przyjmowali nasze upomnienia. Byli i tacy, którzy reagowali agresją – opowiada dyr. Rączka.
A może dzieje się tak dlatego, że dotychczas nikt nie został za łamanie przepisów ukarany, choć mogłoby tak być? W uchwale zapisano przecież, że od momentu wydania nakazu usunięcia np. nieodpowiedniego szyldu na realizację jest 7 dni, a za każdy kolejny zwłoki może być naliczane 100 zł kary.
Wszystkiemu winien COVID?
Sytuację skomplikowała pandemia. Bo wtedy nie można było chodzić, spotykać się, przywoływać na rozmowy. Poza tym, celem wprowadzania przepisów nie było uprzykrzanie nikomu życia. – W okresie pandemii z powodu licznych obostrzeń przedsiębiorcy ponosili straty. Chcieliśmy się więc wykazać wyrozumiałością – mówi Joanna Rączka. A kiedy koronawirus odpuścił, to wybuchła wojna w Ukrainie i znowu skomplikowała egzekwowanie przepisów, bo nałożyła na urzędników dodatkowe obowiązki.
Ale od maja kontrole z pouczeniami ruszyły na dobre i powinny zacząć przynosić efekty. W wydziale ochrony zabytków jest ustalony jasny plan działania. Niestety, ze względu na obowiązujące przepisy, rozłożony w czasie. Najpierw trzeba przeprowadzić wizję lokalną i wszystko udokumentować, także fotograficznie. Później ustalić właściciela nośnika reklamy, wezwać go do usunięcia tego, co powinno być usunięte, odczekać, przeprowadzić kolejną wizję i znów ją udokumentować, a następnie wszcząć postępowanie administracyjne i w efekcie ewentualnie nałożyć karę. – Biorąc pod uwagę fakt, że samo skuteczne doręczenie pisma może trwać, bo czasem trzeba je kilkakrotnie awizować, to cała procedura w jednostkowym przypadku może potrwać do 2-3 miesięcy – uprzedza dyr. Rączka.
Co wolno, a czego nie?
Póki co, jest więc jak jest. A jak powinno być? Z obszernej i bardzo szczegółowej uchwały krajobrazowej wybraliśmy kilka najważniejszych elementów.
Dokument zakłada, że miasto zostaje podzielone na kilka rejonów. Strefa A obejmuje Zespół Staromiejski i tereny poforteczne. Strefa B to bezpośrednie otoczenie tej pierwszej, m.in. zespół zabudowy dawnych koszar, ale też np. Rynek Nowego Miasta z otoczeniem, ul. Partyzantów, ul. Marszałka Józefa Piłsudskiego, ul. Peowiaków, ul. Odrodzenia, ul. Orląt Lwowskich, ul. Sadowa, część ul. Wojska Polskiego, część ul. Szczebrzeskiej. Są jeszcze strefy C, D i E.
Najwięcej rygorów obowiązuje rzecz jasna w dwóch pierwszych. Czego tam być nie powinno? Markiz i sztucznych wykładzin. Zakazane są szyldy świetlne. Zniknąć powinny też tzw. potykacze. Nie ma mowy o neonach i jakimkolwiek kolorowym oświetleniu. Jeśli szyld, to jeden, w określonym rozmiarze i kolorystyce dostosowanej do elewacji kamienicy, najlepiej utrzymany w podobnej stylistyce, jak wszystkie sąsiednie. Restauracje nie mogą np. wywieszać menu w oknach czy wystawiać na stojakach. Uchwała reklamy dopuszcza, ale w określonym, konkretnym zakresie i tylko po uzgodnieniu z wydziałem ochrony zabytków i konserwatorem zabytków. W strefie B nie można np. umieszczać szyldów na ogrodzeniach, ani stosować światła pulsacyjnego, zakazane są też murale reklamowe.
Być może za jakiś czas będzie tak, jak być powinno. Ale wyegzekwowania przepisów na pewno nie ułatwia fakt, że Wydział Budownictwa, Urbanistyki i Ochrony Zabytków UM Zamość jest trzyzadaniowy, więc obowiązków tam mnóstwo, a pracowników, łącznie z panią dyrektor... dziewięciu. Tymczasem tylko na Starym Mieście w Zamościu, gdzie uchwała krajobrazowa jest najbardziej rygorystyczna, funkcjonuje blisko 200 podmiotów gospodarczych.